sobota, 30 marca 2013

Jasmine

Weszłam do Jamy akurat wtedy, gdy Stamine* wybiegała w noc. Nie musiałam się pytać, bo nieskrywana wściekłość Shade'a wyjaśniła mi wszystko. Z resztą jego krzyki słyszałam prawie przy wodospadzie.
- Musiałeś jej tak wygarnąć?! - Rzuciłam ostro (jak na mnie). Wiedziałam, że był głodny, ja też. Nie najesz się za bardzo zajęczyzną.
- Musiałem! Od trzech dni jemy tylko ryby, zające i od wielkiego dzwonu surykatki! Ona się nawet nie stara!
- Jak jesteś głodny, to sam sobie upoluj. Oddałabym życie za mustanga, ale to nie ten sezon.
- Ostatnie zdanie nie było adekwatne do mojej wcześniejszej wypowiedzi.
- Och, zamknij się - warknęłam i wybiegłam z Jamy poszukać siostry.
- Stamine!!! - krzyczałam, niestety bez skutku. Gdzie ona może być?! Postanowiłam iść jej tropem, ale był niewyraźny. Widocznie kluczyła między drzewami, jak zawsze, gdy jest zdenerwowana. Odszukanie jej w ten sposób było bez sensu. Na dokładkę zaczął padać deszcz.
Poczułam niemiłe ssanie w żołądku. Czas na śniadanie. Dopiero świtało, ale wszechobecne chmury sprawiały wrażenie środka nocy. Usłyszałam szelest krzaków za mną.
- O nie, znowu zajęczyzna - mruknęłam, ale to był wielki i ociężały łoś. Oblizałam się mimowolnie. Poczekałam na dogodny moment i rzuciłam się na niego. Powaliłam zwierzę jednym skokiem i równie szybko zabiłam. Popatrzyłam na broczącą krwią padlinę i powiedziałam do siebie - Och, Shade, na pewno się z tobą nie podzielę.
Po tych słowach z ochotą zabrałam się do jedzenia.

*Stamine występuje w poprzednim poście.

piątek, 29 marca 2013

Stamine

  Zmrużyłam ze złością oczy. Nigdzie nie mogłam natrafić na coś większego. Byłam przy Wyroczni, Wodospadzie, w głębi lasu, w okolicach wybrzeża... Sawanna to trochę za daleko, podobnie stoki. A na dokładkę piekielnie bolała mnie głowa.  To znaczy, bolała mnie odkąd pamiętałam, tyle że mniej i o wiele rzadziej. To było jakby... Inne? Ale nie całkiem. Ten ból coś zwiastował...
Rozejrzałam się czujnie. Ani jeleń, ani łoś, ani nawet dzik. Będą źli, to jasne. Osobiście uważałam, że Jasmine i Shade to lenie. Nie miałam możliwości im tego wytknąć, choć kiedyś...
Mgła kłębiąca się w moim łbie jakby zawirowała. Była tam za... nie, nie zawsze. Nie wiedziałam od kiedy. Wspomnienia urywały się jakieś pół roku temu. To nie było normalne, choć ja nie widziałam w tym nic dziwnego. S...
Przechyliłam łeb, czując pustkę, jakbym szła do wyznaczonego celu, a nagle nie wiedziała co robię. Zapomnienie. Mgła okrywała dokładnie wszystko, co czułam, widziałam, słyszałam, z czego mogłam być dumna, co było powodem do wstydu, wszystkie te wybory, których dokonałam. Wilki, które...
Nie. - to słowo zabłysło w moim umyśle i pochłonęła je pustka. Po chwili pozostało tylko uczucie strachu i frustracji. Kim byłam wcześniej?
Nieważne, stwierdziłam w myślach. Nie muszę wiedzieć. Ruszyłam do jamy, a upiorna cisza panująca w lesie przywodziła ciszę przed burzą. Szybko znalazłam się obok wejścia. Z gracją przeskoczyłam po kamieniach wystających z bagna do groty. Jasmine nie było, kiedy się obudziłam, Shade wtedy spał. Teraz kręcił się w środku. Rzucił mi złe spojrzenie, to jasne, że był głodny. Warknęłam na niego.
- Jak jesteś głodny to coś sobie upoluj. To nie moja wina, że nic nie mogę wytropić.
- Szczeniak byłby lepszym łowcą od ciebie! - odpowiedział.
Ból nasilił się. Mimo iż dopiero wróciłam, poczułam nagłą ochotę, by uciec.Albo go ugryźć.
- Sam nie umiesz złapać królika, jaki to szczeniak, skoro jest lepszy ode mnie, to tym bardziej od ciebie! - zadrwiłam.
- Zamknij się!-usłyszałam w odpowiedzi. Miałam go dość. Nasze spory trwały już kilka tygodni.
Pojawienie się Jasmine* przeważyło szalę. Rzuciłam się w stronę lasu.

*Jasmine występuje w poprzednim poście.


czwartek, 28 marca 2013

Jasmine

Obudziłam się w środku nocy, a przynajmniej tak myślałam. Stamine spała jeszcze, ale nigdzie nie było widać Shade'a. Wyszłam przed Jamę i skierowałam się do wodospadu. Jeszcze nigdy w pełni nie doceniłam piękna tego miejsca (może dlatego, że dziś przyszłam tu pierwszy raz podczas pełni). Nagle dostrzegłam jakiś ruch. Mały zając kicał sobie beztrosko po drugiej stronie rzeki (zastanawiam się, w jaki sposób jeszcze mnie nie wyczuł). Poczułam głód po wczorajszych bezowocnych łowach, więc rzuciłam się na niego i rozszarpałam. Zjadłam mniej - więcej tyle, żeby mnie nie zemdliło (nienawidzę zajęczyzny) i pozwoliłam trupowi spłynąć rzeką w dół.
-No - powiedziałam do siebie - nawet delikatna i łagodna uzdrowicielka od czasu do czasu powinna coś zjeść.
Kiedy woda zabarwiła się na czerwono, z przerażeniem zauważyłam, że przed oczami staje mi obraz Dave'a wykrwawiającego się po ataku niedźwiedzia i mnie, nie mogącej nic zrobić. Nie potrafiłam uleczyć tak rozległych ran i po moim przyjacielu pozostała tylko czerwona plama na ziemi (jego truchło zostawiłam tam, gdzie umarł).
Odpędziłam od siebie tą wizję. Dave zginął i nic tego nie odwróci. Pomrugałam szybko, aby pozbyć się łez. Postanowiłam wrócić do Jamy i jeszcze trochę się przespać. Kiedy byłam blisko, do moich uszu doszły krzyki Stamine i Shade'a.