Weszłam do Jamy akurat wtedy, gdy Stamine* wybiegała w noc. Nie musiałam się pytać, bo nieskrywana wściekłość Shade'a wyjaśniła mi wszystko. Z resztą jego krzyki słyszałam prawie przy wodospadzie.
- Musiałeś jej tak wygarnąć?! - Rzuciłam ostro (jak na mnie). Wiedziałam, że był głodny, ja też. Nie najesz się za bardzo zajęczyzną.
- Musiałem! Od trzech dni jemy tylko ryby, zające i od wielkiego dzwonu surykatki! Ona się nawet nie stara!
- Jak jesteś głodny, to sam sobie upoluj. Oddałabym życie za mustanga, ale to nie ten sezon.
- Ostatnie zdanie nie było adekwatne do mojej wcześniejszej wypowiedzi.
- Och, zamknij się - warknęłam i wybiegłam z Jamy poszukać siostry.
- Stamine!!! - krzyczałam, niestety bez skutku. Gdzie ona może być?! Postanowiłam iść jej tropem, ale był niewyraźny. Widocznie kluczyła między drzewami, jak zawsze, gdy jest zdenerwowana. Odszukanie jej w ten sposób było bez sensu. Na dokładkę zaczął padać deszcz.
Poczułam niemiłe ssanie w żołądku. Czas na śniadanie. Dopiero świtało, ale wszechobecne chmury sprawiały wrażenie środka nocy. Usłyszałam szelest krzaków za mną.
- O nie, znowu zajęczyzna - mruknęłam, ale to był wielki i ociężały łoś. Oblizałam się mimowolnie. Poczekałam na dogodny moment i rzuciłam się na niego. Powaliłam zwierzę jednym skokiem i równie szybko zabiłam. Popatrzyłam na broczącą krwią padlinę i powiedziałam do siebie - Och, Shade, na pewno się z tobą nie podzielę.
Po tych słowach z ochotą zabrałam się do jedzenia.
*Stamine występuje w poprzednim poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz