czwartek, 6 czerwca 2013

*Stamine (cześć II)

***

Lekkim truchtem biegłam przez las. Mogłam tak długo - ciepłe promienie słońca oświetlały mi łapy, powietrze przynosiło zapach czystej, źródlanej wody, byłam wypoczęta i syta, zniknął wszelki ból.Wreszcie miałam przejrzyste myśli. Jednym słowem, sielanka.  Mimo tego, czułam supeł gdzieś głębiej. Obce wilki. Tak, teraz rozumiałam, kim oni byli. Ale czemu Wilcza Straż weszła na nasz teren? Co zrobiliśmy, by ich sprowokować? A jeśli już zaatakowali? Tak długo mnie nie było, straciłam kilka tygodni. Nastała jesień, a zima, czułam to, przyjdzie wcześnie tego roku. Pora Gołych Pni zastąpi Czas Rudych Kobierców. Ukochałam sobie ten czas, kiedy zamarzają wody. Urodziłam się wtedy, znalazłam partnera... który, jeśli żył, był przekonany o jej śmierci. To już nie takie radosne. Ale ważna była pamięć.
Prześlizgnęłam się pod zwalonym pniem, i ruszyłam znaną mi ścieżką do Jamy. Dom... zdałam sobie sprawę, że nazywam tak siedzibę naszego trzy-osobowego stada. Aż tak się zmieniłam?
Z roztargnienia walnęłam łbem o drzewo przede mną. Potrząsnęłam poszkodowaną częścią ciała i wpadłam do Jamy. Przez chwilę patrzyłam na obcą wilczycę w naszej kryjówce. Jasmine stała obok niej, pochylając łeb nad Alphą. Shade był cały w ranach, ledwo żył. Znieruchomiałam i zmarszczyłam pysk, węsząc w powietrzu. Głuche warczenie wydobywało się z miejsca głęboko w mojej klatce piersiowej.
- Jasmine, co to jest?! - zapytałam z niesamowitym spokojem w głosie. Niedobrze...dla obcej.
 O tak.
[Jas, dokończ]