środa, 29 maja 2013

Jasmine

Stałam nad wodospadem i wyłam do księżyca.
Po raz pierwszy w życiu naprawdę robiłam to z rozpaczy. Shade ledwie żył, Stamine wciąż nie było, a zima nadchodziła nieubłaganie. Wieczorem robiło się chłodno, a nocą temperatura spadała czasem nawet poniżej zera. O jedzenie było coraz trudniej...
A ja, zamiast cokolwiek robić, stałam nad wodospadem i wyłam do księżyca.
Jego srebrna tarcza, która tak niedawno ocaliła Shade'owi życie, powoli bledła, by zupełnie zniknąć w poświacie wschodzącego słońca. Długie cienie kładły się na ziemi. Jeden z nich należał do białej wilczycy, stojącej po drugiej stronie rzeki. Powinnam ją wyczuć, ale oczywiście byłam zbyt zajęta pogrążaniem się w rozpaczy.
Wilczyca miała niebieskie uszy i znaki pod okiem. Skądś ją kojarzyłam, ale... Przed oczami stanęły mi obrazy. Niedźwiedź. Dave wykrwawiający się na śmierć. Ja, stojąca w tym samym miejscu, co teraz. Krew w rzece. Rosette wychodzi zza drzew...
Rosette.
-Długo cię szukałam.
Jej głos był ochrypnięty, jakby nie mówiła od dłuższego czasu. Spojrzałam jej w oczy. Tak, to te same, ciemnoniebieskie, których tak strasznie zazdrościł jej Dave...
Pomyślałam o Olliem, małym szczeniaku, jej najmłodszym bracie. Ledwie to zrobiłam, wyszedł zza siostry. Był starszy. Granatowe futro zgęstniało, białe znaki na nim powiększyły się. Kasztanowe oczy czujnie obserwowały otoczenie. Półtoraroczny, młody wilk. Tak niepodobny do swojego rodzeństwa, a w szczególności do Dave'a...
-Co wy tu robicie? - nie kryłam zdziwienia.
-Jasmine - odezwała się Rosette delikatnie - Widzę, że tułasz się po świecie samotnie. Odkąd Stamine i Caleb uciekli, miałaś  tylko rodziców... Aż do ich śmierci.
-Do czego zmierzasz?
-Och, chciałabym... może przyłączyłabyś się do naszej Watahy Białej Wody? Mamy dobrego Alphę, Ollie szkoli się na łowcę... Będzie ci tam dobrze!
-Rose... ja nie mogę. Mój Alpha, Alpha mojego stada jest ciężko ranny. Nie mogę go teraz opuścić.
-Jasmine, jeśli ty, uzdrowicielka, mu nie pomogłaś, któż to zrobi?
-Nie wiem... Zaraz! - wykrzyknęłam - Twoja moc! Potrafisz przewidzieć przyszłość!
-To nie tak... To są tylko przeczucia, nic więcej.
-Ale za to zawsze się sprawdzają!
Pognałam do Jamy tak szybko, że Ollie i Rose za mną nie nadążali. Shade leżał tam, gdzie wcześniej. Nie zjadł ani jednej ryby, które mu zostawiłam. Ropa sączyła się z jego rany.
Rose zamknęła oczy. Ona również nie mogła patrzeć na czyjeś cierpienie. To nasiliło się od śmierci Dave'a.
-I co? - spytałam z trwogą.
-On... przeżyje...
Kamień spadł mi z serca. Odetchnęłam z ulgą.
-Poczekaj, Jasmine. Możliwe, że nigdy już nie będzie biegał, polował... Chodził.
Cieszyłam się, że Shade jednak nie umrze. Ale jego smutek dobijał się do moich drzwi, do mojego umysłu. I kiedy zobaczyłam łzę toczącą się po jego pysku, również zaczęłam płakać.