Obudziłam się w środku nocy, a przynajmniej tak myślałam. Stamine spała jeszcze, ale nigdzie nie było widać Shade'a. Wyszłam przed Jamę i skierowałam się do wodospadu. Jeszcze nigdy w pełni nie doceniłam piękna tego miejsca (może dlatego, że dziś przyszłam tu pierwszy raz podczas pełni). Nagle dostrzegłam jakiś ruch. Mały zając kicał sobie beztrosko po drugiej stronie rzeki (zastanawiam się, w jaki sposób jeszcze mnie nie wyczuł). Poczułam głód po wczorajszych bezowocnych łowach, więc rzuciłam się na niego i rozszarpałam. Zjadłam mniej - więcej tyle, żeby mnie nie zemdliło (nienawidzę zajęczyzny) i pozwoliłam trupowi spłynąć rzeką w dół.
-No - powiedziałam do siebie - nawet delikatna i łagodna uzdrowicielka od czasu do czasu powinna coś zjeść.
Kiedy woda zabarwiła się na czerwono, z przerażeniem zauważyłam, że przed oczami staje mi obraz Dave'a wykrwawiającego się po ataku niedźwiedzia i mnie, nie mogącej nic zrobić. Nie potrafiłam uleczyć tak rozległych ran i po moim przyjacielu pozostała tylko czerwona plama na ziemi (jego truchło zostawiłam tam, gdzie umarł).
Odpędziłam od siebie tą wizję. Dave zginął i nic tego nie odwróci. Pomrugałam szybko, aby pozbyć się łez. Postanowiłam wrócić do Jamy i jeszcze trochę się przespać. Kiedy byłam blisko, do moich uszu doszły krzyki Stamine i Shade'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz