piątek, 13 grudnia 2013

Shade

Skierowałem się do Jamy, znacznie wolniej niż Stamine, biegnąca w kierunku Wyroczni. Rana bolała, choć to było nic, w porównaniu z czasem zaraz po zranieniu. Jasmine wykonała kawał dobrej roboty. Stamine z resztą też, choć mogła mnie zabić tą wodą.
Potruchtałem między zaspy śniegu, kiedy wyczułem dziwny, nieznajomy zapach. Podążyłem za nim.
Znowu obcy? - pomyślałem, kiedy natrafiłem na ślady wilka, nie, kilku wilków. Wyczułem również subtelną woń przerażenia i wycieńczenia.
Zajrzałem za wzgórze, gdzie prowadziły tropy. Moim oczom ukazał się wilk o brązowej sierści, wyraźnie wyczerpany.
- Kim jesteś? - warknąłem na obcego. Ten zatrzymał się i  chyba przez chwilę rozważał ucieczkę. W końcu jednak podszedł do mnie.
- Jestem Rasha. To twój teren? - zapytał cicho. Zrezygnowany. Aż mnie wzięło współczucie, prawie. Tego basiora musiała spotkać jakaś tragedia.
- Tak, jestem Alphą tutejszej watahy. - chyba słyszałem kroki. Czyli Stamine mnie szukała.
- Zaraz stąd pójdziemy, ale musieliśmy uciekać... - zaczął niejasno Rasha.
- Shade? - Stamine wystrzeliła zza pagórka ze swoją nieprawdopodobną prędkością. I zatrzymała się równie szybko, kiedy zauważyła Rashę.
- Co tu...? - zapytała zdumiona. Rasha spoglądał na nią w osłupieniu, pewnie zdziwiony jej prędkością.
- Rasha... i jego towarzysze przechodzili tędy. - wyjaśnił Shade - a co do szczegółów, to sam chciałbym wiedzieć.
Kiedy Stamine podeszła bliżej, Rasha opowiedział swoją i jeszcze sześciu wilków historię. Kiedyś należeli do jednego stada, jednak zajęli siłą terytorium innej watahy. Wilcza Straż interweniowała i  wybiła połowę grupy, a resztę rozgoniła na cztery wiatry. Jedynymi wilkami spoza tamtego stada była Kinara, która od urodzenia błąkała się od watahy do watahy, ponieważ ponoć ciążyła na niej klątwa, a kiedy inni się o tym dowiadywali, natychmiast zostawała wygnana.
- Stamine? - spytałem. Teraz na serio chciałem pomóc temu wilkowi i jego towarzyszom, choćby na chwilę. Ale to zależało od Stam, czy poradzi sobie z tak dużą grupą, zwłaszcza, że nie miała nikogo do pomocy.
- Tutaj... nie, ale jeśli byśmy przeszli w pobliże sawanny, albo chociaż bardziej na zachód. Chyba mamy tam jakąś przestronną jamę? - odpowiedziała. Rozważyłem to szybko. Mogliśmy to zrobić. I tak w końcu musielibyśmy, bo zima szykowała się bardzo lodowata.
- Zawołaj pozostałych, Rasha, i chodźcie za nami. - powiedziałem do basiora.
- Ale po co? - ten tu kompletnie nie rozumiał.  Stamine w końcu się nad nim ulitowała.
- Przenocujemy was, dopóki nie wstaniecie na nogi. -stwierdziła, po czym dodała z sarkazmem - I dziękuj mnie, a nie Shade'owi, bo to ja będę latać po sawannie jak wariatka w pogoni za waszym posiłkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz