wtorek, 4 lutego 2014

Stamine&Kinara

Zerknęłam podejrzliwie na ciekawską Kinarę, która uparła się iść ze mną. Młoda wadera wpatrywała się w krążącego nad jej głową jastrzębia - jej towarzysza, Bystre Oko. Chyba dostrzegła ponury wzrok, którym ją obrzucałam, bo zaczęła patrzeć na mnie.
- Od kiedy jesteś w tej watasze? - zainteresowała się. Przez chwilę zastanawiałam się, czy odpowiadać, ale w końcu odparłam:
- Trochę czasu minęło, odkąd spotkałam Jasmine oraz Shade'a. Urodziłam się w Watasze Ostatniego Nowiu. Nie wiem, co obecnie dzieje się z tym stadem. Później dołączyłam do Wilczej Straży, z której... odeszłam. A ty, skąd jesteś? - zapytałam z autentyczną ciekawością. Kinara chyba tylko na to czekała, bo jak na komendę zaczęła paplać.
- Ja? Ja urodziłam się w małej watasze przy terenach bagien. Miałam pięcioro braci i dwie siostry, ale wszyscy nie dożyli dorosłości. Poumierały również inne szczenięta z tej wiosny, więc oskarżyli mnie w stadzie, że sprowadziłam na nich klątwę...
- Przecież to mogła być jakaś choroba, lub coś takiego! - powiedziałam, krzywiąc się współczująco. Biedna, wygonili ją z jej domu.
- Też tak myślałam. Ale w następnym stadzie, i następnym, i następnym, do którego dołączyłam, działy się różne złe rzeczy. W końcu wygonili mnie na bagna, żeby wodniki mnie utopiły! - ciągnęła nieco smutnym tonem wadera. Bystre Oko sfrunął z nieba i usiadł jej na ramieniu. Podobnie jak ja, zapomniał całkiem o polowaniu.
- Na szczęście, znalazła mnie tam szamanka, Shothan, tak ją zwano, co znaczy Lisi Ogon. Dziwna nazwa, ale pasowała. Miała szkarłatną sierść, z takimi czarnymi znakami. Na jej szyi wisiały zwoje naszyjników z piórami liśćmi, pazurami i kopytami. Jedno ucho miała całkiem ogryzione, a na łapach też miała sznurki. - wspominała Kinara. - uratowała mnie, choć nie wiem jak. Mnie i Bystre Oko, oczywiście. Kiedy wróciłam do zdrowia, dała mi ten talizman, żeby przynosił mi szczęście i odsunął ode mnie klątwę.
- Niesamowita historia! - powiedziałam. Szczerze zaciekawiła mnie ta szamanka. Ale wszyscy byli głodni, więc musiałam zapolować. Rasha podobno był łowcą, jednak Jasmine jeszcze leczyła jego rany.
Zajęłam się tropieniem, a Kinara ostrożnie postępowała za mną. Jej jastrząb poleciał sam zdobyć dla siebie śniadanie - zająca lub surykatkę. Ja wybrałam sobie większy cel - garny. Ranem zauważyłam ich ślady wiodące do wodopoju.
Bezszelestnie pobiegłam tropem, ponieważ przybierał na sile. Zatrzymałam się dopiero w zaroślach, za którymi słyszałam żerujące antylopy. Szkarłatnymi ślepiami wyśledziłam największą sztukę - ciężarną garnę.  Z niesamowitą prędkością wyskoczyłam z traw i pobiegłam do zdobyczy. Zaskoczenie zwierząt dało czas na zaatakowanie celu. Jej kości trzasnęły pod moimi potężnymi szczękami i upadła. Natychmiast skoczyłam w pogoń za kolejną. Dzięki swojej niezwykłej szybkości,  upolowałam trójkę tych zwierząt.
Zawyłam głośno, żeby dać znak Kinarze oraz reszcie stada. Niestety, to nadal było mało.
Kinara wytrzeszczyła ślepia, gdy dostrzegła trzy cielska, które przywlokłam w jedno miejsce. Postanowiłam zapolować jeszcze na łosie, gdy po sawannie rozległo się przestraszone rżenie. Mustangi.
- Słuchaj, Kinara... - zaczęłam tajemniczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz